Parę dni temu odwiedziłem cmentarz. Był ciepły, majowy dzień… późny poranek. Nie tyle było ciepło, ale wręcz gorąco. Cmentarz cały zatopiony był w zieleni. Stały tam bardzo wiekowe drzewa i dzięki nim na cmentarzu panował przyjemny chłód, taki rześki, dający uczucie przestrzeni, możliwości, napawający spokojem, a wręcz delikatnie radosny.
Mogłem zanurzyć się w tę akurat chwilę i całkowicie oddać się powolnemu dryfowaniu pomiędzy grobami. Nie czułem lęku, czułem przepełniający mnie spokój, a wręcz delikatną radość. Niezwykłe - przeżywać coś takiego na cmentarzu.
Co jakiś czas spotykaliśmy jakiś ludzi, ale tak z rzadka. Zwykle byli to starsi ludzie. Przechodzili obok nas z wolna, snuli się po alejkach między grobami. Ktoś czyścił grób, ktoś po prostu siedział, może odmawiał modlitwę za swoich bliskich, którzy już nie żyją. Czasem miałem wrażenie, że nie są to żywi ludzie, ale właśnie duchy umarłych.
Odwiedziny na cmentarzu któregoś pięknego, słonecznego dnia w maju. Bardzo dawno już się tak nie czułem. Trochę tak jakbym w środku wiosennego dnia dotykał sacrum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz