czwartek, października 12, 2023

Żyjcie we własnym świecie

 

Wklejam cytat z jednej z książek Mircea Eliade, który za każdym razem, jak go czytam razi mnie swoją inspiracją.

Wiele lat temu jeden z moich profesorów na uniwersytecie w Bukareszcie miał okazję wysłuchania serii wykładów słynnego historyka Teodora Mommsena. W owym czasie, na początku lat dziewięćdziesiątych Mommsen był już bardzo posuniętych w latach, zachował jednak jeszcze pełnię władz umysłowych, pamięć zaś miał zdumiewająco świeżą i dokładną. Tematem pierwszego wykładu był opis Aten w czasach Sokratesa. Nie korzystając z najmniejszych nawet notatek, Mommsen nakreślił na tablicy plan miasta, tak jak wyglądał on w V wieku. Objaśniając go wskazał miejsca, w których znajdowały się świątynie i budynki publiczne, a także termy i słynne zagajniki. Szczególne wrażenie zrobiła jego żywa rekonstrukcja miejskiej scenerii Fajdrosa. Cytując ustęp, w którym Sokrates na zadane przez siebie pytanie słyszy od Fajdrosa, że Lyzjasz mieszka u Epikratesa, Mommsen wskazał przypuszczalne miejsce i wyjaśnił, że według tekstu dom ów (wcześniej zamieszkiwał go Morychos) sąsiadował ze świątynią Zeusa Olimpijskiego. Następnie uczony nakreślił drogę Sokratesa i Fajdrosa brzegiem Ilissosu, po czym wskazał miejsce – ustronny zakątek pod wysokim platanem – gdzie prawdopodobnie obaj zatrzymali się i rozpoczęli pamiętny dialog.

Oszołomiony erudycją, znakomitą pamięcią i literacką przenikliwością, mój profesor po wykładzie pozostał jeszcze przez chwilę w amfiteatrze. Zobaczył wówczas, jak do Mommsena podchodzi stary służący, bierze go łagodnie pod ramię i prowadzi ku wyjściu. Zdaniem jednego ze studentów, który również tam się znajdował, słynny historyk sam nie umiał trafić do domu. Największy żyjący autorytet w sprawach dotyczących Aten V wieku p.n.e. był zupełnie zagubiony w Berlinie kajzera Wilhelma.

Trudno byłoby o lepszy wstęp do problematyki, którą zmierzam omówić w tym artykule. W istocie, Mommsen jest świetną ilustracją  sensu propozycji egzystencjalnej, która brzmi „żyjcie we własnym świecie”. Jego światem rzeczywistym, jedynym, jaki go obchodził i miał dlań znaczenie, był klasyczny świat grecko-rzymski. Dla Mommsena świat Greków i Rzymian nie był li tylko historią, to znaczny martwą przeszłością, przywróconą do życia dzięki historiograficznej anamnezie; był to jego świat – miejsce, w którym mógł się poruszać, snuć myśli i smakować szczęście bycia żywym i twórczym. Prawdę powiedziawszy, nie wiem, czy zawsze potrzebował służącego, który by go odprowadzał do domu. Chyba nie. Jak większość twórczych umysłów, prawdopodobnie żył w podwójnym świecie: w otoczeniu form i wartości, których zrozumieniu poświęcił całe życie, i które to otoczenie odpowiada mniej więcej „kosmicznie uładzonemu”, a zatem „uświęconemu” światu ludów pierwotnych, i w drugim – codziennym, „świeckim”, w który – jak by powiedział Heidegger – został „wrzucony”. Otóż, jak wszystko na to wskazuje Mommsen w latach swej starości czuł się oderwany od świeckiej, nieistotnej, jawiącej się jako absurdalna i koniec końców nieuporządkowana – przestrzeni współczesnego mu Berlina. Jeśli w odniesieniu do świeckiej przestrzeni Berlina wolno mówić o amnezji u Mommsena, to trzeba również przyjąć, że amnezję tę komplikowała mu niewiarygodna wprost anamneza we wszystkim, co się tyczyło jego świata egzystencjalnego, to znaczy klasycznego uniwersum grecko-rzymskiego. Mommsen jako starzec żył w świecie archetypów.

Mircea Eliade „Okultyzm, czary, mody kulturalne. Eseje” Przełożył Ireneusz Kania, Oficyna Literacka, Kraków 1992, rozdział II „Świat, miasto, dom”, Wykład wygłoszony na Loyola Uniwersity, Chicago, w lutym 1970.