poniedziałek, marca 02, 2009

FETISH FUCKtory

Aby dostać się do klubu M25 trzeba przejść przez ciemne i puste ulice warszawskiej Pragi. Szedłem dość szybko i po chwili zauważyłem, że przede mną idzie jeszcze kilka osób. Nie wyglądali na miejscowych, podejrzewałem, że są to raczej – tak jak i ja - poszukiwacze „nocnych przygód”. Podszedłem i nieśmiało zapytałem o drogę i okazało się, że nie myliłem się.  Ale klubu, którego poszukiwaliśmy już teraz wspólnie, nie było łatwo znaleźć. Podjęliśmy kilka nieudanych prób i dopiero po chwili nabraliśmy przekonania, że zmierzamy w dobrą stronę. Znajdowaliśmy się na terenie starej, opustoszałej fabryki. Szliśmy szerokim traktem. Po obu stronach znajdowały się groźne budynki, tu i ówdzie widać było tablice, które informowały, że w pobliżu nas znajdują się magazyny, hurtownie i warsztaty samochodowe.  W końcu kilkanaście metrów przed nami zobaczyliśmy plac, na którym stały zaparkowane samochody, a nieco dalej mrugało nieśmiale światło -  i to było wejście do klubu M25. Przy wejściu ustawiła się nieduża kolejka. Wpierw obawiałem specjalnych bramek i wykrywaczy metalu, ale nie - przy wejściu stał młody chłopiec i sprawdzał dowody osobiste. Moim towarzysze podróży szybko zniknęli w tłumie. Znowu zostałem sam. Wewnątrz rozlegała się głośna muzyka. Wszedłem i od razu zobaczyłem tłum ludzi.  Klub był podzielony na dwa poziomy. Dolny, na który składało się kilka mniejszych sal – każda spełniająca odmienne funkcje: sali koncertowej, baru i można to tak nazwać „salonu”, w którym znajdowały się wygodne fotele, sofy i stoły. Sale łączył nieduży korytarz. Idąc nim można było wejść do kilku dodatkowych pomieszczeń. Jedno przeznaczone dla par, które zapragnęły chwili intymności, mogły tam swobodnie całować się, czy nawet uprawiać seks. Był to nieduży, zaciemniony pokój, w którym znajdowały się wygodne sofy. Mimo, że kochanków można było swobodnie podglądać naprawdę niewiele osób korzystało z tej okazji. Jeśli już ktoś tam zaglądał to tylko po to by sprawdzić, czy pomieszczenie jest wolne, czy zajęte i czy już można z niego skorzystać.  Następne pomieszczenie, znacznie lepiej oświetlone i bardziej obszerne służyło ewidentnie do publicznego ujawniania swoich namiętności. Na środku stało duże łóżko. Zwykle można było spotkać tam mały tłumek rozbawionych osób, czasem kilka par tulacych się do siebie. Trzecie lokum było znacznie mniejsze i oświetlone czerwonym, burdelowym światłem. Ustawiono w nim stół i eleganckie, można rzec, antyczne fotele. Służyło raczej rozmowie i lepszemu poznawaniu się partnerów.
Górny poziom to duża sala, na której odbywały się koncerty (AGRESSIVA 69, CLICKS), performance (Anna Biernacka Fugazi) i spektakl SM (Misstress Monique (Starfuckers, Coma Night). Na piętrze znajdował się także jeszcze jeden bar. Wśród uczestników imprezy dominowały młode osoby - była to zwykle tzw. młodzież z „dobrych domów”. Oczywiście tu i ówdzie pojawiali się ludzie w nieco starszym wieku -  trzydzieści, czterdzieści, a nawet pięćdziesiąt lat.
Kobiety ubrane były w eleganckie czarne w sukienki,  długie suknie, miały czarne rękawiczki, słychać było stukot butów na szpilkach. Dominował czarny i czerwony lateks i skóra. Wiele kobiet miało wyraźny, ale staranny makijaż. Niektórzy meżczyźni - wyraźnie było to widać - stanowili „własność” swoich Pań: obroża na szyi, pokorny wygląd – mówiły wszystko.
Pozostali przebrani byli za zakonnice, pielęgniarki, czy gotyckich wojowników. Innymi słowy cała plejada barwnych i – trzeba to wyraźnie powiedzieć – wystylizowanych postaci.