wtorek, maja 29, 2007

Labirynt Fauna – inicjacja w dorosłość?

Są zapewne filmy, które trzeba oglądać, co najmniej dwa, trzy razy. Co do filmu „Labirynt Fauna”, który - jak większość z was na pewno się ze mną zgodzi - jest filmem niezwykle okrutnym - to warto go obejrzeć przynajmniej dwa razy. Jeden raz w kinie, a drugi – w domu już na spokojnie starając się wyszukać ukryte znaczenia i symbole. Chociaż musze przyznać, że to decyzja, którą mogą podjąć naprawdę odważni i zapaleni miłośnicy kina.
Nie o wszystkim można napisać i to wprost. Po obejrzeniu filmu najczęściej mamy mętlik w głowie. Ciśnie się nam tysiące skojarzeń, obrazów, oglądamy obejrzaną historię z wielu różnych stron – raz w zwolnionym tempie, a raz w przyspieszeniu. Jeśli chodzi o mnie to po wyjściu z kina nie mogłem się odezwać, wykrztusić ani jednego słowa. Nie ukrywam, że tego wieczoru udałem się do kina, aby trochę się rozerwać i zapomnieć o problemach codziennego dnia. A tu spotykam obrazy, które są jakby żywcem wyrwane z koszmarnego snu.
Zanim wyjawię wam, swoje odczucia i przemyślenia na temat filmu meksykańskiego reżysera Guillermo Del Toro „Labirynt Fauna”, – który, jak uważam jest jednym z najbardziej przejmujących filmów ostatniej dekady, warto abyście oddali się spokojnej lekturze innych recenzji i spojrzeli na film z różnych punktów widzenia – tak, aby móc porównać i wyrobić sobie własną opinię na temat tego niezwykłego dzieła.
Większość recenzji wskazuje zaledwie na kilka rzeczy: faszystowska Hiszpania, dwie rzeczywistości i ucieczka od tej prawdziwej w tą utkaną z obrazów dziecięcej fantazji - próba rekompensaty okrucieństwa, które mała dziewczynka przeżywa, na co dzień. Jednak w recenzjach tych zdecydowanie mało jest omówienia warstwy symbolicznej filmu. Po ich lekturze nadal nie wiemy, po co pojawia się Faun, do czego reżyserowi był potrzebny labirynt, kim jest okrutny stwór z oczami w dłoniach? Czy to tylko sprawnie wymyślone rekwizyty, fantazyjne detale, aby ukazać, co dzieje się, kiedy dziecko nie znajduję wokół siebie miłości? A co z postacią chorej matki? Dlaczego musi umrzeć? Jaką rolę w końcu spełnia postać okrutnego ojczyma? A gdzieś po drodze pojawia się postać Mandragory. Czy „Labirynt Fauna” to jeszcze jeden z tych filmów, w których ponownie przeżywamy dramat okresu dorastania? Reżyser po coś wraca do tego okresu. Niektórzy z was mogą przypomnieć sobie klimat z filmu, Dark Water - tam też mieliśmy wiele odniesień do ciemnych stron dzieciństwa i mogliśmy zobaczyć, co dzieje się z dzieckiem (dziewczynką), która nie znajduje miłości – już jako dorosła kobieta niebezpiecznie zbliża się do krawędzi jawy i snu. Pierwsze tropy, a w zasadzie jeden główny trop odnajdziemy w wywiadzie z reżyserem „Labiryntu Fauna”, który można przeczytać na stronach Dziennika. Pojawia się tam wspomnienie reżysera z okresu jego dzieciństwa. Gdy był małym chłopcem przychodził do niego faun – dokładnie taki sam, jak potem ukazany przez niego w filmie. Del Toro strasznie się go bał - był prawdziwie przerażony. Faun to niezwykle ciekawa postać. To postać – można powiedzieć – graniczna, transgresyjna. Przedstawia greckiego boga Pana (w starożytnym Rzymie znana, jako bóg Faunus). Początkowo traktowany, jako opiekun pasterzy i ich trzody. Potem utożsamiany z naturą, jako taką. Faun to postać, która zarówno może tworzyć, jak i niszczyć – to postać niezwykle kreatywna i destrukcyjna zarazem. Czyżby reżyser umieścił ją w filmie w roli strażnika, czy wręcz swoistego odźwiernego stojącego na granicy dwóch światów – tego profanum i tego sacrum? Mała Ofelia panicznie szuka drogi ucieczki ze świata rządzonego twardą pięścią przez jej ojczyma (uosabia on wszystkie cechy hiszpańskiego macho, prawda, że wszystkie one zostają doprowadzone do granicy szaleństwa, wręcz przerysowane) i w końcu spotyka Fauna – postać równie straszną, ale jednocześnie dającą nadzieję wyzwolenia - niestety pod pewnymi, ściśle określonymi warunkami. Ofelia, aby móc wydostać się z kręgu zła, które uosabia jej ojczym Vidal musi wykonać trzy trudne zadania. Po pierwsze, musi uratować ginące drzewo, które umiera zjadane przez olbrzymią ropuchę. Dziewczynka musi wejść do środka, znieść brud i niewygody i zabić ropuchę. To zadanie, chociaż niełatwe udaje jej się wykonać. Drugie, polega na wydobyciu klucza z mrocznej komnaty, w której znajduje się stół zastawiony przepysznym jedzeniem, pilnowany przez postać, która widzi jedynie wówczas, gdy włoży swoje gałki oczne w środek swoich dłoni. Faun jednak ostrzega Ofelię, aby nie ważyła się dotknąć niczego ze stołu. Jednak mała dziewczynka ulega pokusie i spożywa jeden z zakazanych owoców. To budzi strasznego strażnika i Ofelia ledwo ucieka przed śmiercią. Faun jest niepocieszony, oskarża Ofelię o niedotrzymanie obietnicy i znika. Czy czasem te zadania nie są swoistą formą inicjacji – inicjacji potrzebnej, aby doświadczyć świata sacrum, ale jednocześnie, aby znaleźć moc i poczucie bezpieczeństwa w sobie samym i stać się dorosłym. Wskazówką, że możemy mieć tu do czynienia z inicjacją/przejściem jest labirynt, który związany jest z trzecim zadaniem. Faun w końcu decyduje się ostatecznie pomóc Ofelii, ale ta, aby znaleźć drogę wyjścia z koszmarów świata profanum musi odnaleźć sekretne przejście w labiryncie, a gdy już to uczyni ma za zadania dokonać krwawej ofiary ze swojego małego braciszka. Przejście odnajduje, ale zawierzając swojemu sercu Ofelia nie ulega pokusie Fauna i nie czyni zła – i w ten sposób staje się wolna. Okrucieństwo jest naprawdę czasem okrutne, ale aby je znieść albo wręcz się jemu przeciwstawić musimy stanąć z nim w twarzą w twarz. Chcąc to uczynić nie możemy polegać na kimś z zewnątrz, stać biernie i pełni przerażenia lub szukać schronienia w magicznym świecie – musimy skierować się do swojego wnętrza i przejść na drugą stronę – tak, aby nie uciekając od emocji, strachu, bólu móc stawić czoła bestii.
Na koniec jeszcze zagraniczne ujęcie tematu:
jeden tekst z The Guardian
i drugi tamże

niedziela, maja 13, 2007

Rycina 4

Nie udało mu się jednak zakończyć filmu. Szok był zbyt duży. Nieszczęśnik tak się przestraszył, że dostał zawału serca i zmarł na miejscu. Rano znaleziono jego ciało w ogrodzie „feralnego domu”, a nieopodal leżał telefon komórkowy z nagranym filmem.

piątek, maja 11, 2007

Rycina 3

Dźwięki nabierały impetu, przyspieszenia, stawały się coraz bardziej wyraźne i przerażające. Nie chciał tego słuchać, a mimo to włączył kamerę w swoim telefonie komórkowym i nawet nie zatrzęsła mu się ręka. Jakby chciał odwrócić swoją uwagę od głosów, które teraz uchwycił spośród nadchodzących dźwięków. Z całą premedytacją filmował scenę za sceną, jakby to był film, ale to nie był film tylko pogrzeb wystylizowany na tragiczno-komiczny rytuał.

wtorek, maja 08, 2007

Rycina 2

Najpierw usłyszał przejmującą ciszę. Po krótkiej chwili usłyszał cichy szmer. Zrobił kilka kroków naprzód. Szmer przerodził sie w rytmicznie powtarzające się dźwięki, które wydały mu się dziwnie znajome. Znowu przystanął. Nasłuchiwał.

piątek, maja 04, 2007

Rycina 1

Przyszedł mi do głowy taki oto początek pewnej historii. Był sobie dość już wiekowy dom, w którym mało, kto chciał zamieszkać. Bo tylko ktokolwiek odważył się do niego wprowadzić ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dom znajdował się w cichej okolicy i naprawdę niebrzydkiej. Wokół rosły przepięknie rozłożyste, wiekowe drzewa. Latem mieszkańcy mogli cieszyć się przyjemnym chłodem, zaś zimą podziwiać fantazyjnie układające się na gałęziach fałdy śniegu, co sprawiało wrażenie przebywania w baśniowej krajnie. I przez to dom ów znajdował wciąż nowych lokatorów, a raczej lokatorki.
Dziwne to były w istocie historie. Zazwyczaj wyglądało to tak. Do owego domu wprowadzała się starsza już dama, z myślą zapewne o tym, aby zasłużenie po trudach życia móc w tym pięknym zakątku kraju wreszcie sobie odpocząć. I rzeczywiście tak się działo, chodź może nie do końca zgodnie z planem owej lokatorki. Kiedy tylko mijał okres zaledwie miesiąca owa nieszczęsna kobieta już nieżyła. Jej ciało odnajdywano w strasznym stanie, zazwyczaj w kuchni, z rozciętą na pół głową, w kałuży krwi wypływającego mózgu. I co najdziwniejsze za każdym razem historia przebiegała w ten sam sposób.
Nikt nie potrafił odszyfrować tej koszmarnej zagadki. Znalazł się nawet sławny na cały kraj detektyw, który próbował rozwiązać ów mroczną tajemnice tragicznie zmarłych, starszych dam – nic z tego. Sprawca nie pozostawiał żadnych śladów, ani znaków. Nikt z sąsiadów nie słyszał żadnych dźwięków, krzyków, hałasów etc. etc. Jakby nic się nie stało – można by pomyśleć, a jednak rano starym zwyczajem odnajdywano nowe zwłoki.
Nikt nie wiedział tylko o tym, że w owej przepięknej i jednocześnie tragicznej okolicy pomieszkiwał nikomu nieznany bezdomny. Jedno, co można o nim powiedzieć, że był ogarnięty pasją posiadania elektronicznych gadżetów. Mógł chodzić cały dzień głodny, ale musiał mieć najnowszą komórkę, prawdziwy full-wypas, jak to teraz mówią młodzi i to koniecznie z kamerą i aparatem fotograficznym. Nie ma, co, niezły był z niego goguś, prawdziwy miłośnik nowych trendów. Pewnej nocy, ukradkiem zakradł się do owego feralnego domu, z myślą, że a nóż widelec uda mu się wykraść jakieś nowoczesne cudeńko, jakiś nowy hit mody, niezwykły aparat fotograficzny, cyfrową kamerę lub mp3. Chodź już miał ich, co niemiara, ale wciąż było mu mało. Nie do końca był oczywiście świadomy, co się w owym domu dzieje, a już zupełnie nie spodziewał się tego, co zobaczy tej nocy w ogrodzie.