środa, listopada 17, 2010

* * *

Przebiega szybko przez ulice miasta na ostatnim oddechu. Uwaga już nie istnieje.

Szybko, szybko aby tylko się schować we własnej skorupie.

Wściekłość.

Wściekłość, która była od zawsze, ale tylko
lekko czaiła się za rogiem teraz jest już na co dzień .

Wciąż ta sama droga – tam i z powrotem.
Wejście i wyjście.

Jeden sklep a potem drugi.
Milczenie. Wrzaski. Chaos.

Twarze takie same. Brudne i napięte od niespełnionych marzeń.

Młodzi jeszcze bujają w obłokach.

Milczenie. Wrzaski. Stukot butów i mokry bruk.

Zapada zmrok w deszczu.

Co robić?

Brak komentarzy: