Serial zaczyna się od tytułowej „awantury”. Na samym początku filmu jednemu z głównych bohaterów nie udaje się oddać zakupionych w supermarkecie towarów. Sprzedawca domaga się od niego paragonu, który nasz bohater gdzieś zagubił. Jest zmuszony wrócić do domu z towarami, które przed chwilą zamierzał zwrócić. Rodzi się w nim prócz uczucia upokorzenia, wściekłość. Chwilę później spotyka na drodze luksusowy samochód, którego kierowcą jest Amerykanka japońskiego pochodzenia z wyższej klasy średniej, właścicielka designerskiego sklepu. Każde z nich jest już właśnie wściekłe, coś już wcześniej musiało się wydarzyć, że poczuli się dotknięci, w jakimś stopniu zranieni, a przez to czują się źle, oj bardzo źle. Dochodzi między nimi do owej tytułowej „awantury”.
Świat serialu „Awantura” wypełniają Azjaci, ale jacyś
tacy inni. Według popularnych wyobrażeń Azjaci zwykle żyją w silnie
zintegrowanych wspólnotach, jednostka praktycznie nie ma tam znaczenia, liczy
się tylko grupa, rodzina, czy firma. Tutaj tego nie widzimy, tu każda postać
„szarpie się” z każdą inną… właśnie „szarpię się”, bo relacje przedstawione w tym
filmie trudno nazwać inaczej, jak właśnie „szarpaniem”, taką męczącą walką, wzajemnym
przepychaniem, popychaniem… Nie widać tu już żadnej wspólnoty jakby każdy z
bohaterów/bohaterek został/a przerobiony/a na wzór amerykańskiego kultu indywidualizmu,
chociaż można mieć wrażenie, że tu owi Azjaci starają się być nawet bardziej
amerykańscy niż sami Amerykanie.
W pewnej chwili uderzyło mnie to, że nie potrafiłem
się zidentyfikować z którąkolwiek bohaterek/bohaterów. W filmie „Kill Bill”
Quentina Tarantino nawet czarny charakter, jakim jest ów tytułowy Bill wzbudził
we mnie więcej sympatii, tak zresztą, jak inne postaci nawet
nieraz z bardzo mocno pokiereszowanym charakterem. Tu żadna z postaci nie
wzbudziła we mnie ciepłych uczuć, najczęściej czułem wobec nich obojętność, a
czasem wręcz odrazę. Czy dlatego, że byli Azjatami? Czy też dlatego, że będąc Azjatami
nie powinni tak żyć, powinni żyć, tak, jak żyją mieszkańcy Wschodniej Azji w
silnie zintegrowanych wspólnotach? Może i tak, ale myślę jednak, że przyczyna
tej mojej oziębłości leży gdzie indziej. W pewnym momencie przypomniał mi się
„Upadek”, film z 1993 roku, w której główną rolę gra Michael Douglas. Tam
również pokazano takie nagromadzenie wściekłości, gniewu, frustracji. Samotna,
rozgoryczona jednostka sama wobec wrogiego świata. Tu także każda z postaci
jest przepełniona takim przerażeniem, wręcz nim owładnięta. Porusza się w nim,
jak w jakiejś zawiesinie, jest przez nie usidlona, a przez to zupełnie
bezbronna. To właśnie ta bezradność, brak ukierunkowania, decyzji kim się jest
i kim chce się być wzbudziła we mnie odrazę, bo być może sam siebie tak właśnie
postrzegam. Gdzieś w głębinach mojej psyche być może odczuwam wstręt do samego
siebie i stąd takie a nie inne uczucia do bohaterów serialu „Awantura”.
Bohaterzy natomiast o jakimś wyrazistym, czytelnym charakterze dają mi poczucie
bezpieczeństwa, budzą we mnie inspirację, czy wręcz nadzieję, że być może
kiedyś uda mi się takim człowiekiem zostać albo, że mimo wszystko nie jestem
takim „nijakim” i mam gdzieś w sobie trochę krzty siły charakteru.
W kontrze do mało wyrazistych postaci jest estetyka
tego filmu. Ostre, nasycone kolory, scenografia – taki sterylny, wręcz
hiper-doskonały świat: piękne ubrania, drogie samochody, architektura na
wypasie, drogie domy. No i muzyka, świetnie korespondująca z każdą sceną,
podkreślająca klimat, budująca napięcie.
W innym filmie, którego także można zobaczyć na platformie Netflix „Catfight”, wściekłość jest również centralnym motywem. Czy zatem oba te filmy próbują nam coś powiedzieć o
współczesnych społeczeństwach? Że coś z nimi jest nie tak, że coś się dzieje w
nimi niedobrego? Nie tylko jest w nim obecne, ale i narasta? Obrazy relacji
społecznych, jakie kreowane są w tych filmach określane są w socjologii, jako
stan anomii. To sytuacja, w której jednostki pozbawione zostają jakiegoś
wspólnego odniesienia w kontekście wartości, zasad, reguł postępowania. Co jest
dobre, co złe, co jest właściwe, a co nie? Jedynym kluczem pozostaje wówczas,
jak w pewnym momencie mówi to matka męża głównej bohaterki: nasza percepcja, czyli
to, jak postrzegamy siebie i świat. To ona staje się jedynym, absolutnym
punktem odniesienia. Wszystko inne jest względne, czy wręcz nieprawdziwe, a
może należałoby powiedzieć „nie istotne”. Co wtedy nam pozostaje? Pozostaje
jedynie nasze „ja”, które pozostawione samemu sobie, bezradne, przewrażliwione
na własnym punkcie, a w konsekwencji wysoce bezbronne, każda sytuacja, która wybija
go z poczucia komfortu budzi właśnie frustracje, zagrożenie, a z czasem gniew i
wściekłość. Mówi nam to już tytuł filmu: „Awantura”. Zwykle awantura trwa
krótko, pojawia się znienacka i z czasem wygasa. W serialu z taką sytuacją mamy
na samym początku całej historii, ale im dłużej śledzimy poczynania bohaterów
tym bardziej dochodzimy do wniosku, że ta cała „awantura” nie była zdarzeniem
jednorazowym, czymś co wydarzyło się przypadkiem, a symptomem, ujawniającym z
początku nie widoczną, ale tak naprawdę nieustannie obecną i narastającą
wściekłość.
Życie we wspólnocie nie zawsze bywa „zdrowe”, nierzadko
bywa boleśnie „toksyczne”, kaleczy, pozostawia rany nieraz na całe życie. Warto
tu wspomnieć film „Diabeł wcielony” opowiadający właśnie o wspólnocie,
która jest pokiereszowana, czy wręcz – należałoby powiedzieć - zdegenerowana. Jej członkowie są emocjonalnie manipulowani, presja otoczenia bywa wręcz nie do wytrzymania, najbliższe
otoczenie wzbudza poczcie winy, ma miejsce przemoc, molestowanie
seksualne.
Dramat jednak polega na tym, że nie ma już powrotu do
jakiejś tam, wyobrażonej, mitycznej wspólnoty, w której jednostka w mniejszym
lub większym stopniu mogła odnaleźć poczucie sensu i zakorzenienia, a nawet
jeśli chciałaby się zbuntować, to wiedziała dokładnie wobec czego się buntuje. Wszystko
za sprawą modernizacji, gdzie takie „ciepłe”, swojskie relacje zmieniają się w
„zimne”, wykalkulowane, na znaczeniu traci ocena jednostki oparta na tym kim po
prostu jest, jaki ma charakter, jakimi zasadami się kieruje, a zyskuje to, co
jednostka jest w stanie osiągnąć (przede wszystkim w kontekście statusu
finansowego). Rzadko już mówimy, że ktoś ma silny charakter, ale, że ma ciekawą
osobowość. Poczucie zakorzenienia, raz ustalonej tożsamości zmienia się w
nieustającą niepewność i konieczność podejmowania ryzyka i permanentnej
gotowości na zmianę.
W filmie „Awantura” nie ma ani dobrych ani złych
bohaterów. Każdy dobry i każdy zły bohater posiada jakąś unikalną cechę - każdy
z nich jest jakiś. Postaci, które pokazuje „Awantura” natomiast podobne są
bardziej do pacynek, które obijają się o siebie przerażone samotnością, nie
umiejące odnaleźć sensu, kierunku, w którym mają podążać, kąsają siebie
wzajemnie, szarpią, a to komuś coś zabiorą, a to kogoś oszukają, czy komuś
zadadzą ból. To świat rozrzuconych puzzli, która każda z postaci stara się
panicznie jakoś na swój sposób poukładać. Niestety, nie wiedząc, co do czego
pasuje, bo nie mają żadnego punktu odniesienia, żadnego wzorca, do którego
mogłyby się odnieść każda próba poukładania owych puzzli od nowa kończy się
niepowodzeniem. Stąd narastające poczucie rozgoryczenia, depresji, jakiejś
cichej, przejmującej desperacji właśnie, a w konsekwencji wściekłości i gniewu.
"Awantura", serial
produkcja: USA
studio: A24
reżyseria: Lee Sung Jin
premiera: 6 kwietnia 2023 (światowa)
gdzie obejrzeć; Netflix
inne recenzje:
„Awantura”: jeden z lepszych seriali Netfliksa