sobota, września 07, 2024

Potęga mitu i święte miejsce


Czy istnieją słowa, które mogą zmienić życie?

Nie wiem, czy poniższy fragment rozmowy zawiera takie słowa, ale gdy go przeczytałem przeszedł mnie przejmujący dreszcz.

„MOYERS: W książce Mityczny obraz piszesz o centrum przemiany, o idei świętego miejsca, gdzie mury codzienności mogą się rozpaść, aby objawić coś cudownego. Co to znaczy – mieć święte miejsce?

CAMBELL: Dziś to dla każdego absolutna konieczność. Musisz mieć miejsce i codziennie jakąś określoną chwilę, w której mógłbyś zapomnieć, co dziś rano było w gazetach, kim są twoi przyjaciele, co komu jesteś winien i co inni ludzie winni są tobie. W tym miejscu możesz po prostu przeżywać i objawiać przed sobą to, czym jesteś i czym mógłbyś być. To jest miejsce twórczego fermentu. Być może z początku stwierdzisz, że nic się nie dzieje. Jeśli jednak masz takie uświęcone miejsce i używasz go, kiedyś coś się w nim wydarzy.

MOYERS: Ono jest dla nas tym, czym były prerie dla myśliwych.

CAMBELL: Dla nich cały świat był miejscem świętym. Ale nasze życie przybrało kierunek tak bardzo ekonomiczny i praktyczny, że w miarę jak się starzejemy, wymogi codzienności oplątują nas do tego stopnia, iż nie bardzo już wiemy, gdzie u licha jesteśmy i o co nam właściwie chodzi. Człowiek zawsze robi to, czego od niego żądają. A gdzie przystanek jego błogości? Trzeba próbować go odnaleźć. Weź na przykład gramofon i nastaw sobie muzykę, jaką naprawdę lubisz, choćby to była jakaś starzyzna, której nikt już nie szanuje. Albo weź ulubioną książkę. W swoim świętym miejscu odzyskujesz odczucie zbratania się z życiem – odczucie, które owi ludzie mieli w stosunku do całego świata, w jakim żyli.”

Joseph Cambell „Potęga mitu”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007

czwartek, lipca 11, 2024

Film „Do granic” – miniatura niespełnionego marzenia

 


 

Ten film ma w sobie coś klaustrofobicznego.

Są takie miejsca, po przekroczeniu których mamy nadzieję wkroczyć do nowego, zupełnie innego świata, nieraz świata przez nas wymarzonego, upragnionego. Takimi miejscami zazwyczaj są stacje kolejowe, dworce autobusowe, czy lotniska. To stamtąd mamy nadzieję udać się w podróż swojego życia albo dotrzeć do miejsc, które bardzo często są dla nas Ziemią Obiecaną. Takie miejsca mogą zmienić o 180 stopni całe nasze życie.

Film „Do granic” w reżyserii Alejandro Rojas i Juan’a Sebastián’a Vasquez ukazuję właśnie taki moment i takie miejsce. Dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta postanawiają wyjechać na stałe do Stanów Zjednoczonych, które traktowane są przez nich jak Ziemia Obiecana, jak prawdziwy mit, który pozwala każdemu na realizację wszystkich swoich marzeń.

Akcja filmu praktycznie przez cały czas rozgrywa się właśnie na lotnisku, a dokładniej w kilku zaledwie pomieszczeniach: w poczekalni, miejscu odpraw lotów, małych pokojach pozbawionych okien. Cały film jest opowieścią o tym, co może się wydarzyć kiedy tak bardzo pragniemy się przedostać z jednego świata do drugiego. Zrobiony prawie, że zgodnie z zasadami greckiej tragedii, jako jedność miejsca, czasu i akcji.

Od razu rzuca się w oczy problem migracji. Film można potraktować, jak pewną ilustrację, proces badawczy, jak traktowani są przybysze. Od samego początku budzą podejrzenia. W głowach tych, którzy ich przyjmują rodzą się pytania, czy owi przybysze mają uczciwe zamiary, a może coś ukrywają? Czy pochodzą z kraju, który można uznać za bezpieczny, czy nie, a może przed czymś albo kimś uciekają? Kandydaci na imigrantów – od początku budzą niepokój.

Kolejnym polem do obserwacji jest w tym filmie z początku spychana gdzieś głęboko, a potem narastająca z wielką natarczywością wątpliwość: czy nasz partner/partnerka, mówi nam prawdę? To jedno z takich pytań, które często sobie nawet nie stawiamy. I nagle, zupełnie nie spodziewanie, ktoś je nam zadaje, zadaje całą serię podobnych pytań. I to akurat w miejscu, momencie, które/który miał być dla nas początkiem upragnionej zmiany. Nagle wszystko zmienia swoje znaczenie. Nie wiemy, po co w sumie tu się znaleźliśmy. Całe wcześniejsze nasze plany blakną. Naszym centralnym punktem uwagi staje się ta właśnie chwila, która z chwili na chwilę staje się coraz gorsza. Klaustrofobiczne pomieszczenia, jakieś dźwięki, pobrzękiwania za ścianą, obcy ludzie, którzy zdają całą serię pytań coraz bardziej intymnych coraz bardziej natarczywych. Rozbiegane oczy, nerwowe ruchy ciała…

I chyba najważniejszy motyw tego filmu – inicjacja. Nagle miejsce, które miało stanowić granicę, po przekroczeniu której mieliśmy udać się w podróż do naszej Ziemi Obiecanej staje się nagle kompletnie czymś zgoła odmiennym - inicjacją. I, tak jak zwykle ma to miejsce podczas doświadczenia inicjacji po niej nic już nie będzie takie, jak było, ani my sami nie będziemy już tacy sami.

A co z naszą Ziemią Obiecaną? Czy wciąż będziemy w stanie do niej dotrzeć?

Mocno klaustrofobiczny film, a jednocześnie prosty rozgrywający się praktycznie w zaledwie kilku pomieszczeniach, gęsty od znaczeń, splątanych wątków, niedopowiedzeń i tajemnic.

 

czwartek, maja 30, 2024

Koniecznie...

 


Piknik pod wiszącą skałą - historia o podświadomości

 


Obejrzałem, kolejny raz (nie pamiętam już który) film "Piknik pod wiszącą skałą." Planowałem to już od kilku miesięcy. Wyczekiwałem i wyczekiwałem. W końcu to zrobiłem. Pamiętam, że kiedyś byłem na nim z kimś w kinie. I wtedy zrobił na mnie wstrząsające wrażenie. Teraz tak samo. Nie wiem, czy nawet nie bardziej niż dawniej. 

Kluczowy jest początek filmu. Wszystko wydaje nam się oczywiste, ale tak naprawdę cała prawda skrywa się głęboko w mroku. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak głęboko : "To co widzimy i kim się zdajemy jest snem jedynie. Snem śnionym we śnie."

Film wszech-dotykający niezwykle precyzyjnie matrycy pod-świadomości. Aż dreszcze przechodzą.

Teraz to widzę, chociaż nadal jeszcze niezbyt wyraźnie. Dotykam tego tak po omacku.

poniedziałek, maja 06, 2024

Odwiedziny na cmentarzu

 


Parę dni temu odwiedziłem cmentarz. Był ciepły, majowy dzień… późny poranek. Nie tyle było ciepło, ale wręcz gorąco. Cmentarz cały zatopiony był w zieleni. Stały tam bardzo wiekowe drzewa i dzięki nim na cmentarzu panował przyjemny chłód, taki rześki, dający uczucie przestrzeni, możliwości, napawający spokojem, a wręcz delikatnie radosny.  

Mogłem zanurzyć się w tę akurat chwilę i całkowicie oddać się powolnemu dryfowaniu pomiędzy grobami. Nie czułem lęku, czułem przepełniający mnie spokój, a wręcz delikatną radość. Niezwykłe - przeżywać coś takiego na cmentarzu.

Co jakiś czas spotykaliśmy jakiś ludzi, ale tak z rzadka. Zwykle byli to starsi ludzie. Przechodzili obok nas z wolna, snuli się po alejkach między grobami. Ktoś czyścił grób, ktoś po prostu siedział, może odmawiał modlitwę za swoich bliskich, którzy już nie żyją. Czasem miałem wrażenie, że nie są to żywi ludzie, ale właśnie duchy umarłych. 

Odwiedziny na cmentarzu któregoś pięknego, słonecznego dnia w maju. Bardzo dawno już się tak nie czułem. Trochę tak jakbym w środku wiosennego dnia dotykał sacrum.

 

środa, maja 01, 2024

Umarł Paul Auster


 

Wczoraj umarł Paul Auster jeden z moich wielbionych pisarzy. To dzięki lekturze jego książek tylko umacniałem swoje marzenie...

Publikuję to na gorąco, a niżej krótki cytat - słowa wypowiedziane Paula Austera, które chyba dotykają sedna sprawy, pod którymi mogę się podpisać obiema rękami.

 


 

Reading was my escape and my comfort, my consolation, my stimulant of choice: reading for the pure pleasure of it, for the beautiful stillness that surrounds you when you hear an author's words reverberating in your head

Czytanie było moją ucieczką i moją sferą komfortu, pocieszeniem, moim ulubionym stymulatorem: czytanie dla czystej przyjemności, dla pięknej ciszy, która Cię otacza, gdy słyszysz słowa autora rozbrzmiewające w Twojej głowie

I jeszcze to. Jakże trafne, ale też inspirujące aby pisać.



 



sobota, kwietnia 27, 2024

Inspiracje z Philip K. Dick, Boża inwazja

 

 
 
 – W Bogu nie ma fałszu. Chcę, żebyś żył. Już raz przywołałem cię do życia, kiedy leżałeś w psychologicznej śmierci. Bóg nie pragnie śmierci żadnej żywej istoty. Bóg nie znajduje przyjemności w nieistnieniu. Czy wiesz, kim jest Bóg, Herbie Asher? Bóg jest tym, który powołuje do istnienia. Innymi słowy, jeżeli szukasz podstawy wszelkiego bytu, nieomylnie znajdziesz Boga. Możesz wrócić do Boga, wychodząc od wszechświata fenomenalnego, albo możesz wychodzić od Stwórcy do wszechświata fenomenów. Każde zakłada istnienie drugiego. Stwórca nie byłby Stwórcą, gdyby nie było wszechświata, a wszechświat przestałby istnieć, gdyby Stwórca nie podtrzymywał jego istnienia. Stwórca nie poprzedza wszechświata w czasie, on w ogóle nie istnieje w czasie. Bóg stwarza wszechświat nieustannie, jest z nim, nie zaś nad nim ani za nim. Ty nie możesz tego zrozumieć, bo sam jesteś stworzony i istniejesz w czasie. Ale w końcu wrócisz do Stwórcy i wtedy nie będziesz już zamknięty w czasie. Jesteś oddechem Stwórcy i wtedy kiedy on robi wdech i wydech, ty żyjesz. Zapamiętaj to, bo to jest wszystko, co musisz wiedzieć o Bogu. Najpierw Bóg robi wydech i wtedy wszystko powstaje, a potem, w pewnym momencie, wszystko do niego wraca i to jest wdech. Ten cykl jest wieczny. Opuszczasz mnie, jesteś z dala ode mnie, zawracasz, łączysz się ze mną. Ty i wszystko inne. To jest proces, to jest działanie, moje działanie. To rytm mojej własnej istoty, rytm, który żywi nas wszystkich.
Philip Dick „Boża Inwazja”, Wydawnictwo Zysk i s-ka, 1996, str. 131

sobota, kwietnia 20, 2024

Charles Bukowski i jego maszyna do pisania

 

Izolacja jest darem, wszystko inne jest sprawdzianem twojej wytrzymałości i tego, jak bardzo chcesz to zrobić. I zrobisz to pomimo odrzucenia i najgorszych szans.

                                                                                                                Charles Bukowski