Miałem ostatnio dość nieprzyjemną rozmowę z jednym z moich znajomych, który kiedyś był dobrym moim przyjacielem.
Rozmawialiśmy, że tak powiem: w progu, w przerwie między tym, co już nastąpiło, a tym, co dopiero miało nastąpić, prawdziwa sytuacja "w rozkroku", zawieszenia, krótkiej, tymczasowej i często kurtuazyjnej rozmowy. Nawet przestrzeń sprzyjała takiej sytuacji, bo rozmawialiśmy w drzwiach, w przejściu. Nawet można dodać coś jeszcze. Obaj jesteśmy w wieku, w którym przechodzi się "na drugą stronę", w którym mężczyzna wchodzi w tzw. "smugę cienia".
Nasza rozmowa miała miejsce na wystawie niezależnej sztuki współczesnej w monstrualnym budynku, który można traktować, jako pamiątkę po polskim komunizmie.
- Spotykasz się teraz z tym nihilistą – zapytał mój znajomy.
- Kogo masz na myśli?
- Jak to kogo? "M". Uważaj na niego – on zwariował.
- Zwariował?
- No, wiesz to frustrat. Zaczął brać amfetaminę. Ma już prawie czterdzieści lat i wydał tylko jedną książkę i to też nienajlepszą, a powinien dokonać już znacznie więcej, bo jest bardzo zdolny. Życzę mu wszystkiego najlepszego.
- Tak? Co ty opowiadasz? Jak się z nim ostatnio widziałem to pił tylko herbatkę owocową.
- To dobrze. Rzeczywiście miał kiedyś problemy z alkoholem, ale z tego wyszedł, a potem wszedł w amfę.
- Wiesz, chyba musze już lecieć.
- Już? Co ty taki w przebiegu jesteś? Za dużo ludzi, co?
- Tak. Jak jest tyle osób to mózg zaczyna mi się lasować.
- Wiesz, ja też chyba musze się trochę towarzysko poudzielać, no to pa.
- Pa.